Pocieszenie tych, którzy się smucą

Pocieszenie tych, którzy się smucą

Twój Horoskop Na Jutro

Tak wiele osób utknęło, jeśli chodzi o pocieszanie kogoś, kto jest w żałobie. Nie wiedzą, co powiedzieć. Nie wiedzą, co robić. Więc wysyłają kwiaty, przynoszą zapiekankę do już wypełnionej po brzegi zamrażarki, wysyłają słodką kartkę, a czasem po prostu unikają problemu, myśląc, że może po prostu zniknie. Niektórzy nawet odchodzą.



Niemal natychmiast po pogrzebie mojego syna Paula ludzie zaczęli znikać. Być może byli zagrożone lub nie mogli stawić czoła realiom mojego życia. Może moja strata i smutek przyniosły zbyt wiele przypomnień o stratach i smutku w ich własnym życiu. Może myśleli, że to, czego właśnie doświadczyłem, jest zaraźliwe.



Dla kogoś, kto jest w żałobie, każdy rodzaj ludzkiego kontaktu i życzliwości pomaga; z drugiej strony boli unikanie i znikanie.

Śmierć przez samobójstwo sprawia, że ​​sytuacja jest jeszcze bardziej drażliwa, ponieważ ludzie nie lubią nawet wypowiadać tego słowa bez obciążenia. Moja własna matka nie mogła wypowiedzieć słowa „samobójstwo” po tym, jak mój syn odebrał sobie życie. Kiedy ludzie pytali ją, co się stało, wszystko, co mogła powiedzieć, to „coś strasznego”. I skrytykowała mnie za to, że jestem tak otwarta, kiedy usłyszała, jak opowiadam przyjaciołom jakiekolwiek szczegóły. Jej zachowanie w pierwszych miesiącach po śmierci mojego syna było dla mnie bardziej przeszkodą niż pociechą.

Jak na ironię, największą pociechą po śmierci naszego syna była moja sąsiadka Patty. Mój mąż i ja zaprosiliśmy jej rodzinę na kolację, kiedy przeprowadzili się do ich domu, i od czasu do czasu wychodziliśmy na kolację z nią i jej mężem, ale ona i ja byliśmy trochę więcej niż fajnymi znajomymi.



Zawsze uważałem ją za zbyt głośną – słyszałem, jak krzyczy na swojego pasierba i syna przez obie zewnętrzne ściany. I pomyślałem, że jest zbyt wścibska – zawsze wydawała się wystawiać nos na zewnątrz, kiedy byłem w ogrodzie. Była po prostu zbyt dominująca i zbyt nachalna jak na mój gust. Nie mogłam uwierzyć w jej bezczelność, kiedy pojawiła się w naszych drzwiach ze swoją najstarszą córką i sześciopakiem piwa, gdy tylko dowiedziała się, że mamy dwóch młodych, przystojnych, męskich gości – mojego siostrzeńca i jego przyjaciela – przebywających z nami przez kilka tygodni. To był koniec mojej tolerancji – na chwilę.

Po śmierci Paula Patty naprawdę przeszła. Zaproponowała, że ​​przenocuje naszych pozamiejskich krewnych, rano przywoziła bajgle i serek śmietankowy, podczas gdy my mieliśmy hordy ludzi w naszym domu i poza nim, i dostarczała kawę na dzień otwarty po pogrzebie. Była tam w bardzo cichy, nienachalny sposób – sposób, którego nigdy wcześniej u niej nie widziałem. I na szczęście słowo „samobójstwo” nie zmusiło jej do wycofania się.



Tuż przed naszym pierwszym Świętem Dziękczynienia bez Paula Patty zostawiła kosz na moim progu. Notatka, którą napisała, mówiła, że ​​po śmierci matki bała się świąt, więc miała nadzieję, że te kilka rzeczy ułatwi mi okres świąteczny. Kiedy czytałem jej notatkę i przeglądałem koszyk, płakałem, nie tylko ze smutku, że Paul nie jest z nami w Święto Dziękczynienia, Chanuka i jego sylwestrowe urodziny, ale z hojności i troski ofiarowanej mi przez osobę, którą prawie nie wiedziałem i nigdy za bardzo nie lubiłem. W tak cichy i bezpretensjonalny sposób okazała mi prawdziwe ludzkie współczucie i zrozumienie. A co dla mnie wtedy najważniejsze, nigdy nie zadawała mi wielu pytań ani nie naruszała mojej prywatności. Po prostu dała mi znać, że była tam, gdybym jej potrzebował.

Wśród przedmiotów w koszu – każdy osobno zapakowany – był tomik poezji o radzeniu sobie z utratą miłości i była to pierwsza książka po śmierci Paula, którą udało mi się przeczytać. Był też dziennik, słodko pachnąca świeca, pudełko pysznych krakersów graham w czekoladzie i gładki szary kamień.

Ten kamień stał się moim największym pocieszeniem. Wystarczająco duży, by zmieścić się w mojej dłoni, czuję idealny rozmiar, gdy zaciskam na nim dłoń. Jedna krawędź jest okrągła, a druga trójkątna. Jedna strona jest gładka; w drugiej wyryto słowo „syn”. Zaraz po tym, jak Patty zostawiła koszyk na moim progu, ten mały kamień stał się moim przyjacielem.

Zabrałem go do łóżka. Kiedy już się usadowiłem, położyłem go na klatce piersiowej tuż między piersiami. Podobał mi się jego chłód na sercu. Pomogło mi się zrelaksować. Pomogło też trzymanie go w dłoni i odczytywanie słowa kciukiem. Nosiłam go w kieszeni przez chwilę w ciągu dnia tylko po to, by poczuć, że jest blisko mnie. A potem zacząłem się zastanawiać nad własnym zdrowiem psychicznym. Czy próbowałem wymienić syna na kamień?

Kiedy zacząłem czuć się lepiej, puściłem go i położyłem na innym przedmiocie z tego koszyka – małej, obłożonej jedwabiem, lawendowej poduszce w saszetce z motylkami i napisem „leczyć” wymalowanym na jedwabiu. Te dwa prezenty od Patty wciąż stoją na moim nocnym stoliku po tylu latach.

Przykro mi to mówić, Patty zmarła w tym roku po dwuipółletniej walce z rakiem trzustki. Teraz tęsknię za słyszeniem jej głosu z drugiej strony naszego ogrodzenia. Brakuje mi widoku jej w ogrodzie z okna mojego biura. Zawsze będę pamiętać jej życzliwość i zrozumienie w czasie mojej największej potrzeby.

Madeline Sharples przez większość swojego życia pracowała jako autorka tekstów technicznych i redaktorka, autorka grantów i kierownik ds. propozycji. Zakochała się w poezji i kreatywnym pisaniu w szkole podstawowej i postanowiła spełnić swoje marzenia o byciu zawodową pisarką w późniejszym życiu. Madeline jest autorką Pozostawienie włączonego światła w sali , pamiętnik o tym, jak ona i jej rodzina przeżyły samobójstwo starszego syna, które było wynikiem jego długiej walki z chorobą afektywną dwubiegunową. Ona i jej mąż od 40 lat mieszkają w Manhattan Beach w Kalifornii. Kliknij tutaj, aby przeczytać więcej o Madeline Sharples

„Zostawianie światła w sali”

Kalkulator Kalorii